Polacy z wyboru. Osiedlanie się w Warszawie i stopniowa polonizacja przybyszów z krajów niemieckich (Krzysztof Wittels) - cz. 2

2014-09-24

 

cd...

 

W centrum przemysłowym

 

W 1851 r. zniesiono granicę celną między Królestwem Polskim a Rosją, a w latach 60. XIX w. Warszawa stała się ważnym węzłem kolejowym – oba te czynniki otworzyły przed miastem ogromny rosyjski rynek zbytu. Po upadku powstania styczniowego, 2 marca 1864 r., doszło do uwłaszczania chłopów; wielu z nich migrowało teraz do miast i podejmowało pracę w przemyśle. Warszawa stała się atrakcyjnym miejscem do zakładania przedsiębiorstw i w niedługim czasie zmieniła się w potężne centrum przemysłowe. Na początku XX w. działało ponad 450 zakładów przemysłowych, które zatrudniały ponad 30 tysięcy pracowników. Dominował przemysł metalowy, silnie obecne były również branże: skórzana, spożywcza i chemiczna. Największe zakłady powstały w tzw. Dzielnicy Zachodniej oraz w przylegających do Warszawy wsiach: Wielka Wola i Czyste (dziś tereny te należą do dzielnicy Wola). Sporo fabryk znajdowało się także na Powiślu i na Pradze, i – co może dziwić – w Śródmieściu. Wśród przedsiębiorców warszawskich 2. połowy XIX w. kluczową rolę odegrali cudzoziemcy. „Tygodnik Ilustrowany” z 1891 r. w artykule Warszawa w świetle pieniędzy. Milionerzy warszawscy podaje 66 nazwisk najzamożniejszych wówczas przedsiębiorców, z których największa grupa – ponad 1/3 – miała pochodzenie niemieckie. Dzisiejszym warszawiakom takie nazwiska, jak: Henneberg, Klawe, Pfeiffer, Schiele, Schlenkier, Spiess, Temler, Werner mówią niewiele. Jednak jeszcze długo po zakończeniu II wojny światowej ich rozpoznawaloność była powszechna – od nazwisk tych pochodziły bowiem nazwy największych warszawskich fabryk.

 

Konstanty Schiele, Henryk Klawe i Błażej Haberbusch (wszyscy trzej mieli niemieckie korzenie) w 1846 r. założyli u zbiegu ulic Krochmalnej i Ciepłej browar pod firmą „Haberbusch i Schiele”, który w ciągu kilkudziesięciu lat stał się potentatem w branży piwowarskiej, a po I wojnie światowej – jako Spółka Akcyjna Zjednoczonych Browarów „Haberbusch i Schiele” – największym producentem piwa w Polsce.

 

W 1851 r. Karol Wedel, cukiernik z Berlina, uruchomił wytwórnię słodyczy i czekolady, którą jego syn Emil, a potem wnuk Jan rozwinęli w największe przedsiębiorstwo branży cukierniczej w Polsce. Mimo iż obecnie firma jest własnością koncernu japońskiego, powstające w zakładach na Pradze wyroby cukiernicze nadal są znakowane dawnym znakiem towarowym „E. Wedel”. W 1857 r. bracia Julian i Wilhelm Hennebergowie, wnukowie pochodzącego z Berlina Jana Fryderyka, założyli (wraz z Michałem Czajkowskim) wytwórnię platerów. Spółka „Bracia Henneberg” była trzecią co do wielkości firmą branży platerniczej w Warszawie. Największym producentem platerów w końcu XIX w. była fabryka spółki „Norblin, B-cia Buch i T. Werner”, powstała w 1893 r. z połączenia trzech przedsiębiorstw: platerniczego rodziny Norblinów, złotniczego Augusta Teodora Wernera (wcześniej zakład Karola Filipa Malcza) oraz zakładu Buchów produkującego wyroby z tzw. „nowego srebra” (Werner, Malcz i Buchowie mieli korzenie niemieckie). Po I wojnie światowej spółka należała do czołówki polskich firm branży metalowej. Fabryka, odbudowana po zniszczeniach II wojny światowej, została znacjonalizowana i przekształcona w nieistniejącą dziś Walcownię Metali „Warszawa”.

 

Do dziś funkcjonuje natomiast Polfa Warszawa SA, duża firma branży farmaceutycznej, powstała na bazie znacjonalizowanego majątku spółki chemiczno-farmaceutycznej d. „Mgr Klawe”. Początki firmy sięgają warszawskiej apteki założonej w 1860 r. przez Henryka Klawego, którego przodkowie wywodzili się z Alzacji. Jego syn, Stanisław Adolf, utworzył laboratorium, które rozpoczęło masową produkcję m.in. surowic, materiałów opatrunkowych i szczepionek przeciw cholerze, tyfusowi i ospie, a wzbogaciwszy się, wybudował nowoczesne zakłady farmaceutyczne przy ul. Karolkowej, czynne do dziś. Zakłady farmaceutyczne Polfa Tarchomin SA to firma działająca na bazie znacjonalizowanego majątku zakładów chemicznych „Ludwik Spiess i Syn” SA. Początki firmy sięgają roku 1803, kiedy to aptekarz Henryk Bogumir Spiess (jego ojciec przybył ze Szczecina jako pruski urzędnik) założył w Warszawie skład apteczny, a 20 lat później we wsi Tarchomin rozpoczął wytwarzanie pierwszych farmaceutyków. Z czasem firma rozszerzyła asortyment o produkcję farb, lakierów, artykułów farmaceutycznych, kosmetycznych oraz nawozów sztucznych, stając się w okresie dwudziestolecia międzywojennego największym przedsiębiorstwem branży chemicznej w Polsce.

 

Nie działa dziś już żadna z warszawskich garbarni. 100 lat temu najważniejsze garbarnie w Warszawie należały do rodzin pochodzenia niemieckiego – Pfeifferów, Schlenkierów, Temlerów oraz Weiglów. Niszczeją jedyne przetrwałe do naszych czasów zabudowania garbarni przy ul. Okopowej 78, należącej niegdyś do spółki Karola Ludwika i Aleksandra Ferdynanda Temlerów, która w końcu XIX w. była największą garbarnią w Królestwie Polskim. Niewielu dzisiejszych warszawiaków wie, że również wśród znakomitych warszawskich księgarzy i wydawców spotykamy kilku potomków rodzin przybyłych z Niemiec. Największe i najsłynniejsze przedsiębiorstwo wydawnicze założyli w 1857 r. Gustaw Adolf Gebethner i August Robert Wolff. Księgarnia połączona z wydawnictwem, działająca pod firmą „Gebethner i Wolff”, oferowała m.in.: encyklopedie, podręczniki szkolne, kilka gazet i czasopism (jak „Kurier Warszawski” i „Tygodnik Ilustrowany”). Dewizą spółki było promowanie dzieł autorów polskich, w tym m.in.: Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Zygmunta Krasińskiego, Aleksandra Fredry, Marii Konopnickiej, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Henryka Sienkiewicza, Bolesława Prusa, Władysława Reymonta, Stefana Żeromskiego.

 

Rodziny właścicieli wymienionych przedsiębiorstw, dzięki pomyślnej koniunkturze i umiejętnie prowadzonym interesom, dochodziły z czasem do wielkiej zamożności, stając się w 2. połowie XIX w. częścią nowej warstwy społecznej, burżuazji. Wobec ogromu potrzeb ludności Warszawy, przy braku instytucji publicznych działających w obszarze pomocy społecznej i kultury, wielu przedstawicieli ówczesnej burżuazji zaangażowało się czynnie lub finansowo w działalność dobroczynną oraz mecenat kultury. Bodaj w każdej rodzinie burżuazji warszawskiej pochodzenia niemieckiego znajdziemy takie przykłady. Najbardziej znamienitym jest działalność społeczna i filantropijna rodziny Schlenkerów (vel Szlenkierów). Znany kupiec warszawski Franciszek Ksawery Szlenkier, będąc na emigracji w Paryżu, w okresie powstania styczniowego wspierał finansowo innych polskich emigrantów, przede wszystkim zaś uczącą się tam polską młodzież. Przyczynił się do powstania Stowarzyszenia Pomocy Naukowej, finansowo wspomagał paryską Bibliotekę Polską. Karol Jan Szlenkier, wybitny przemysłowiec, ufundował w 1880 r. trzyletnią szkołę rzemieślniczą dla dzieci swoich pracowników. Angażował się w przedsięwzięcia kulturalne i dobroczynne, a w testamencie zapisał ogromną wówczas kwotę 500 tys. rubli na cele charytatywne i społeczne. Jego córka, Zofia Regina Szlenkier, wykorzystała pieniądze ojca na wybudowanie – otwartego w 1913 r. – Szpitala Dziecięcego im. Karola i Marii. Była też inicjatorką, współzałożycielką i wieloletnią dyrektorką otwartej w 1921 roku Warszawskiej Szkoły Pielęgniarstwa – pierwszej placówki kształcącej w zawodzie pielęgniarki. Społecznikiem i filantropem był brat Karola Jana, Jan Józef Szlenkier. On również pełnił społecznie funkcję w organizacjach dobroczynnych, ponadto sfinansował zakup aparatury medycznej do szpitala ewangelicko-augsburskiego, ufundował ołtarz główny w kościele w Wiązownie, wspierał finansowo warszawskie organizacje dobroczynne.

 

Prezentując przykłady czołowych warszawskich przedsiębiorców o genealogii niemieckiej, nie możemy zapominać, że gros rodzin pochodzenia niemieckiego tworzyło w Warszawie – jak byśmy to dziś powiedzieli – „klasę średnią”. Bolesław Prus na stronach „Lalki" opisał sklep pochodzącego z Niemiec Mincla. Pisał w pamiętniku starego subiekta Rzecki: „Sklep Mincla znałem od dawna, ponieważ ojciec wysyłał mnie do niego po papier, a ciotka po mydło. Zawsze biegłem tam z radosną ciekawością, ażeby napatrzeć się wiszącym za szybami zabawkom. O ile pamiętam, był tam w oknie duży kozak, który sam przez się skakał i machał rękoma, a we drzwiach - bęben, pałasz i skórzany koń z prawdziwym ogonem."5 Wśród spolonizowanych Niemców znajdujemy także właścicieli niewielkich zakładów rzemieślniczych, majstrów i pracowników nadzoru fabrycznego oraz specjalistów rozmaitych dziedzin: inżynierów, techników, naukowców, artystów. Również wśród warszawskich robotników pojawiają się niemieckie nazwiska – szacuje się, że przed I wojną światową w grupie zamieszkałych w Warszawie ok. 80 tysięcy robotników co dziesiąty miał cudzoziemskie pochodzenie (a część z nich pochodziła z Niemiec).

 

 

O stolicę niepodległej

 

W walce o wyzwolenie polskiej ojczyzny podczas I wojny światowej, obronę jej granic w latach 1919–1920, a potem w odbudowie państwa polskiego brali udział warszawianie o niemieckich korzeniach. Ignacy Boerner działacz PPS, towarzysz Józefa Piłsudskiego w czasie I wojny światowej, pełnił m.in. funkcję szefa oddziału wywiadowczego w Komendzie Naczelnej Polskiej Organizacji Wojskowej, a podczas wojny polsko-bolszewickiej sprawował wysokie funkcje w sztabach wojskowych. Po odzyskaniu niepodległości służył Polsce i pracował w strukturach państwowych, m.in. w latach 1929–1933 był ministrem poczt i telegrafów (wystąpił wówczas z inicjatywą utworzenia na terenach podwarszawskiej wsi Babice osiedla mieszkaniowego dla pracowników resortu łączności, które nazwano Boernerowem). Innym bliskim współpracownikiem Piłsudskiego był generał Gustaw Orlicz-Dreszer – żołnierz Legionów, internowany w Szczypiornie, a po zwolnieniu dowódca okręgu chełmskiego. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, podczas której zdobył najwyższe odznaczenia bojowe. Po 1918 r. skupił się na organizacji i szkoleniu wojska. W wojnie polsko-bolszewickiej uczestniczyli także m.in.: Artur Franciszek Oppman – poeta i dziennikarz używający pseudonimu Or-Ot, piewca starej Warszawy, który ocalił od zapomnienia wiele warszawskich legend, oraz Jan Schuch – późniejszy zastępca komendanta Głównej Szkoły Policji w Warszawie, następnie zastępca komendanta Policji Państwowej m.st. Warszawy, a w końcu Komendant Szkoły Policyjnej w Mostach Wielkich pod Lwowem.

Do legendy przeszła też kobieta żołnierz Wanda Gertz. Wobec zakazu przyjmowania kobiet do Legionów, wzięła ona udział w I wojnie światowej, służąc w baterii haubic 1. pułku artylerii I Brygady Legionów Polskich przebrana za mężczyznę i pod fikcyjnym nazwiskiem Kazimierz Żuchowicz. W czasie wojny z bolszewikami pełniła funkcję komendantki II Ochotniczej Legii Kobiet przy Dowództwie Frontu Litewsko-Białoruskiego, w okresie międzywojennym była instruktorką i organizatorką obozów Przysposobienia Wojskowego Kobiet. Po przewrocie majowym w 1926 r. pracowała w Belwederze jako osobista sekretarka marszałka Józefa Piłsudskiego, a następnie została kierowniczką sekretariatu Głównego Inspektora Sił Zbrojnych. We wrześniu 1939 r., jako ochotniczka, uczestniczyła w obronie Warszawy, od kwietnia 1942 r. była organizatorką i komendantką oddziału „Dysk” ("Disk" – Dywersja i Sabotaż Kobiet), który prowadził akcje małego sabotażu na terenach okupowanych. Brała udział w powstaniu warszawskim, a po wojnie zaangażowała się w starania o przyznanie kobietom praw żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych.

 

W przededniu II wojny światowej zapewne większość rodzin pochodzenia niemieckiego zamieszkałych w Warszawie identyfikowała się ze swoją polską ojczyzną, ale jednocześnie nie zapominała o niemieckich korzeniach. Wojna jest rodzajem plebiscytu, a w tej wojnie warszawiacy niemieckiego pochodzenia musieli opowiedzieć się po jednej ze stron – zdecydowana większość wybrała wówczas identyfikację polską, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

 

Dnia 1 września 1939 r. radio polskie wyemitowało orędzie do ewangelików w Polsce, którego autorem był ksiądz biskup Juliusz Bursche (jego przodkowie przybyli z Bawarii): „W Kościele naszym obok Polaków są i Niemcy, a nawet stanowią oni większą część ewangelików w województwach centralnych. Są to przeważnie potomkowie Niemców (z południowych Niemiec, z Saksonii, ze Śląska), którzy w końcu XVIII i w początkach XIX wieku przybyli jako rolnicy, rzemieślnicy i fabrykanci do naszego kraju, osiadając po miasteczkach jako rękodzielnicy, a po koloniach karczując lasy i przemieniając je w role urodzajne, i przez to przykładając cegiełkę do rozrostu dobrobytu krajowego. Ci Niemcy minionej doby mieli w Polsce swoją dobrą tradycję: zapisali się oni w historii walk o niepodległość jako walczący ramię przy ramieniu z Narodem. Znały ich Legiony Dąbrowskiego, znała ich wojna 1831 roku i Powstanie Styczniowe. Z nich wielu się zupełnie spolonizowało, inni zachowali swój język niemiecki, ale większa ich część dochowała wierności dawnej dobrej tradycji. To są nasi Niemcy lojalni – a ich nie jest mało – od nich oczekujemy w obecnej zawierusze postawy patriotycznej i do tego ich wzywamy. Niech ich to nie zraża, że czasami doznają przykrości i spotykają się niedowierzaniem...”

 

Tuż przed wybuchem II wojny światowej zdarzały się wypadki oskarżania ewangelików o szpiegostwo lub zdradę tylko ze względu na niemiecko brzmiące nazwiska. Dochodziło do napaści i szykan zarówno ze strony ludności cywilnej, jak i przedstawicieli struktur państwowych – tak było w przypadku grupy kilkunastu ewangelików w podwarszawskich Markach, których aresztowano i uwięziono w obozie w Berezie Kartuskiej. Takie zachowania często były kierowane do całkowicie niewinnych i przypadkowych osób, trzeba jednak zauważyć, że były podejmowane w atmosferze zagrożenia niemiecką agresją wojskową i lęku przed tzw. piątą kolumną – tym mianem określano mniejszość niemiecką, która w różnych regionach Polski popierała rewizję polskich granic, wspierała ruch narodowo-socjalistyczny (trzonem tego ruchu wśród niemieckiej społeczności była Partia Młodoniemiecka w Polsce – Jungdeutsche Partei für Polen), a w przededniu wojny dopuszczała się działań dywersyjnych. Problem był na tyle istotny, że 21 września 1939 r. dowódca obrony Warszawy, generał Walerian Czuma, wydał zarządzenie o następującej treści: „Wobec tego, że posiadamy w Polsce bardzo wielu prawdziwych Polaków noszących nazwiska niemieckie, zabraniam stosowania szykan w rodzaju aresztowania czy internowania – nie opartych na żadnych innych podstawach, poza faktem cudzoziemskiego brzmienia nazwiska”. Jednocześnie niemieckie nazwisko i pochodzenie nie było przeszkodą awansu w polskim wojsku – niemieckie korzenie miał dowódca armii „Łódź”, a potem armii „Warszawa” generał Juliusz Karol Rómmel oraz legendarny dowódca II Korpusu Polskiego w kampanii włoskiej, generał Władysław Anders.

 

Zdecydowana większość warszawian niemieckiego pochodzenia w okresie wojny obronnej 1939 r. i okupacji niemieckiej 1939–1945 potwierdziła swoją lojalność i oddanie wybranej przez ich przodków polskiej ojczyźnie, biorąc udział w walkach zbrojnych, w działaniach konspiracyjnych (w strukturach AK i w Szarych Szeregach), w powstaniu warszawskim, a czasem też służąc w wojskach alianckich. Przypadki podpisywania tzw. volkslisty w tym środowisku należały do rzadkości, choć za odmowę wpisania na listę narodowości niemieckiej można się było spodziewać szykan i rozmaitych przykrości ze strony władz okupacyjnych. Takie przypadki, choć rzadkie, zdarzały się jednak. W gronie warszawskich ewangelików augsburskich doszło nawet do rozłamu, w wyniku którego niewielka liczebnie grupa, uznająca się za ewangelików niemieckich, przejęła kościół garnizonowy przy ul. Puławskiej.

Zdecydowana większość rodzin kategorycznie odrzucała jakiekolwiek propozycje współpracy z niemieckim okupantem. Pięknych świadectw postawy patriotycznej wśród warszawian o niemieckich korzeniach było wiele, przykładem niech będą dwie wyjątkowe postaci: biskup Juliusz Bursche i Aleksander Schiele.

 

Gdy wybuchła II wojna światowa, ksiądz Juliusz Bursche, biskup kościoła ewangelicko-augsburskiego, miał 77 lat. Niemieckim władzom okupacyjnym był doskonale znany, ponieważ w latach 1918–1920 działał na rzecz przyłączenia do Polski Mazur i Śląska, a w 1936 r. wydał manifest do ludności ewangelickiej w Polsce, potępiający nazizm i ideologię hitlerowską. Aresztowany na początku października 1939 r., został przewieziony do Berlina, gdzie poddano go śledztwu w centrali gestapo, wielokrotnie torturowano, a następnie przewieziono do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen koło Oranienburga. Biskup nie wyrzekł się polskości. Zmarł z wycieńczenia około 20 lutego 1942 r. w szpitalu więziennym Moabit w Berlinie. Represje dotknęły także jego rodzinę. Rozstrzelany został jego syn, inżynier Stefan Bursche. Do obozów niemieckich trafili trzej przyrodni bracia biskupa: ks. prof. Edmund Bursche, mecenas Alfred Bursche i architekt Teodor Bursche, oraz wnuk – ks. Henryk Wegener. Dwóch pierwszych zmarło w obozach, a trzeci zmarł już po wojnie, ale z powodu gruźlicy, której nabawił się w KZ Gusen.

 

Aleksander Schiele – architekt, taternik, a przede wszystkim współwłaściciel i dyrektor spółki Zjednoczone Browary Warszawskie „Haberbusch i Schiele”, w okresie okupacji często wykorzystywał swoją uprzywilejowaną pozycję, by pomagać innym. Zatrudniał na fikcyjnych posadach członków AK, wykorzystywał sąsiadujący z gettem browar do niesienia pomocy ludności żydowskiej, a także do składowania broni i ćwiczeń AK. W jego willi przy al. Róż 5 odbywało się tajne nauczanie, organizowano charytatywne koncerty, zebrania podchorążówki, miał tu też miejsce skład broni i amunicji. Mimo silnej presji władz niemieckich nie podpisał volkslisty. Mówił o sobie: „Mogą mi wszystko zabrać, ale Polski z mego serca nie wyrwą, nie zmuszą, bym się jej zaparł”. Podczas okupacji pomagał materialnie wielu osobom, za pomocą łapówek wyciągał ludzi z rąk gestapo. Nie udało mu się jednak ocalić własnego syna, Jerzego, który za działalność na rzecz AK został rozstrzelany. Sam również był aresztowany i przesłuchiwany przez gestapo, jednak został wypuszczony.

 

Takich bohaterskich historii w rodzinach spolonizowanych warszawskich Niemców było bardzo wiele. W 2007 r. Komisja Ochrony Pamiątek przy Parafii Ewangelicko-Augsburskiej wydała Słownik biograficzny, zawierający ponad 1400 życiorysów warszawskich ewangelików zaangażowanych w walkę o niepodległość Polski w latach 1939–1945. Wspomnijmy o kilku przykładach takiej działalności zarówno wśród ewangelików, jak i katolików, spolonizowanych warszawskich Niemców. Jan Wedel, właściciel rodzinnej wytwórni czekolady, ratował dzieci żydowskie przed wywiezieniem do Auschwitz, pomagał materialnie i finansowo wielu ludziom, w szczególności pisarzom i artystom, wydawał fikcyjne karty pracy, za pomocą „słodkich łapówek” wielokrotnie ratował aresztowane osoby z rąk gestapo. Wacław Werner, właściciel spółki „Norblin, B-cia Buch i T. Werner”, w swoim podwarszawskim domu ukrywał preparat radowy Instytutu Radowego, a także wielu uciekinierów z Warszawy, angażował się też w prace oddziału RGO w Brwinowie, którego był przewodniczącym. Józef Mieczysław Pfeiffer, dyrektor techniczny rodzinnej garbarni „Bracia Pfeiffer”, bardzo zasłużył się w czasie obrony Warszawy – jako komendant Straży Obywatelskiej V Okręgu Warszawa-Północ organizował pomoc materialną dla ludności podległej mu dzielnicy, a w latach okupacji ułatwił wywózkę z getta wielu Żydom (garbarnia była położona w sąsiedztwie getta). Za pomoc w ratowaniu rodziny żydowskiej tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata pośmiertnie otrzymał Tadeusz Gebethner, księgarz rodzinnego przedsiębiorstwa księgarsko-wydawniczego „Gebethner i Wolff”oraz inicjator i wieloletni prezes klubu Polonia, a także kapitan drużyny piłkarskiej. Tak jak osoby ze starszego pokolenia starały się nieść pomoc, wykorzystując swoją pozycję zawodową czy materialną, tak średnie pokolenie walczyło w wojnie roku 1939, a potem działało w strukturach AK lub w wojskach alianckich, najmłodsze zaś – w Szarych Szeregach. W wojnie obronnej 1939 r. walczyli m.in.: Wacław Robert i Tadeusz Gebethnerowie, Wanda Gertz, Władysław Edward Rode, Tadeusz Schiele, Tadeusz Florian, Zofia i Piotr Schuchowie, Tadeusz Karol, Mieczysław i Zbigniew Emil Strausowie, Leon Leszek Wernic. Po kapitulacji Warszawy ci, którzy przedostali się na Zachód, walczyli w siłach alianckich, jak np. Zdzisław Henneberg – as polskiego lotnictwa, uczestnik Bitwy o Anglię, dowódca dywizjonu 303; piloci dywizjonu 308: Tadeusz Karol Szlenkier oraz Tadeusz Schiele. Ci, którzy zostali w Warszawie, angażowali się w konspirację, jak Tadeusz Florian Schuch ps. „Żaba”, który zorganizował i szkolił w warunkach konspiracyjnych Dywizjon Motorowy Obszaru Warszawskiego AK, oraz jego siostra – Zofia Schuch – która pracowała w biurze podróży, ułatwiając osobom żydowskiego pochodzenia wyjazd z Warszawy, oraz pełniła funkcję zastępczyni komendanta Służby Sanitarnej na Warszawę, czy jak Tadeusz Gebethner – kierownik bazy wileńskiej KG AK. Udział w powstaniu warszawskim był powszechny, uczestniczyła w nim młodzież z niemal każdej spolonizowanej rodziny niemieckiej. Istniała nawet, w ramach batalionu AK „Kiliński”, osobna kompania „Watra”, której żołnierze byli luteranami, często o nazwiskach niemieckich.

Po upadku powstania warszawskiego spolonizowane rodziny pochodzenia niemieckiego podzieliły los innych warszawskich rodzin, na który składało się wypędzenie z miasta, obóz przejściowy w Pruszkowie, zsyłka do obozów koncentracyjnych lub na roboty do Niemiec. Po powrocie do Warszawy wielu właścicieli przedwojennych zakładów przemysłowych zaangażowało się w odbudowę firm, jednak pod koniec lat 40. XX w. przedsiębiorstwa zostały znacjonalizowane i przejęte przez skarb państwa. Wiele rodzin straciło swoje domy lub mieszkania w Warszawie i pod Warszawą, czy to w związku z powstaniem warszawskim, czy też na skutek zagrabienia przez władze komunistyczne. Tylko nielicznym udało się odzyskać część dawnego rodzinnego majątku w procesie reprywatyzacji. Żadna z prób wskrzeszenia rodzinnego przedsiębiorstwa nie zakończyła się sukcesem.

 

W styczniu 2010 r. w warszawskim Domu Spotkań z Historią odbył się wernisaż wystawy pt. „Polacy z Wyboru. Rodziny pochodzenia niemieckiego w Warszawie w XIX i XX wieku”. Wprawdzie już wcześniej pojawiały się na rynku księgarskim publikacje wspomnieniowe, w których mogliśmy przeczytać o losach niektórych spośród spolonizowanych rodzin niemieckiego pochodzenia zamieszkałych w Warszawie, jednak po raz pierwszy dorobek tej społeczności został potraktowany łącznie i zaprezentowany szerokiej publiczności. Wystawa spotkała się z dużym oddźwiękiem. Pokazała, jak ważny wkład w dzieje Warszawy wniosły rodziny pochodzenia niemieckiego. Dziś można przyznawać się do niemieckich korzeni bez lęku o bycie napiętnowanym, jak zdarzało się w okresie PRL. Potomkowie przybyszów z krajów niemieckich nadal pracują dla dobra swojej polskiej ojczyzny. Ojczyzny, którą wybrali niegdyś ich przodkowie – Polacy z wyboru.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

5 Bolesław Prus, Lalka, Warszawa 1975, ze strony: http://wolnelektury.pl